Jak wybrać zajęcia dodatkowe dla dzieci, aby jak najlepiej wspomóc ich rozwój?
Każda z Was, tak jak i ja, chce dla dziecka jak najlepiej. Chciałybyśmy przygotować nasze pociechy do przygody nazywanej dorosłym życiem, pakując do ich bagażu doświadczeń wszystko, co może się przydać. Znajomość języka obcego, a najlepiej kilku. Umiejętność gry na pianinie, tańca, pływania, a najlepiej od razu także latania samolotem, programowania i projektowania ubioru. Jasne, mówię to z przymrużeniem oka, bo sama się zastanawiam, jak znaleźć złoty środek – zadbać o rozwój dziecka, wypełnić jego czas pożytecznymi zajęciami, ale go nie przeciążyć i nie przemęczyć. Po prostu – pozwolić mu jak najdłużej być dzieckiem.
Posyłać, czy nie posyłać?
Umiar – to słowo klucz. Sama jak co roku mam przemyślenia: gdzie jest granica. Czy myślenie o Oxfordzie i triumfie w Wimbledonie to dobry pomysł. A co najważniejsze: czy to dobry pomysł dla dziecka?
Z jednej strony – nie byłoby dziś Igi Świątek – królowej kortów, gdyby kiedyś rodzice nie zaciągnęli jej na kort i nie zaszczepili w niej miłości do tenisa. Z drugiej strony – wiemy, jak kończą się podobne historie, gdy rodzice na siłę próbują wepchnąć dziecko do świata sportu, muzyki czy show-biznesu. Generalnie nic dobrego z tego nie wynika.
Tak sobie myślę, że to naprawdę fantastyczna sprawa, gdy dziecko ma jakieś marzenie, a my możemy mu pomóc je realizować. W takiej sytuacji zajęcia dodatkowe są OK. Widzę też wiele innych plusów zajęć dodatkowych – odciągnięcie dziecka od komputera czy tableta, rozwijanie w nim pasji, kreatywności, zdobywanie wiedzy. Zapewnienie dziecku ruchu po wielu godzinach spędzonych w szkolnej ławce.
Zajęcia dodatkowe to świetna sprawa, o ile dziecko chce w nich uczestniczyć i wybieramy takie zajęcia, które są dla niego naprawdę interesujące, sprawiają mu radość. Sprawy wymykają się spod kontroli, gdy zajęcia dodatkowe są po to, żeby realizować ambicje rodziców. Gdy grafik dziecka jest wypełniony po brzegi i nie starcza czasu na naukę i odpoczynek.
A co, jeśli nie mamy czasu albo pieniędzy...?
Z mojego doświadczenia wynika, że super opcją na zaoszczędzenie czasu (i pieniędzy) są zajęcia organizowane w szkole. Warto też sprawdzić, czy np. pobliski dom kultury nie organizuje zajęć dla dzieci za darmo. Często powstają takie inicjatywy, dzięki którym kilkulatek może fajnie spędzać czas również wtedy, gdy rodziców nie stać na zajęcia dodatkowe. Niejednokrotnie dziecko może też wziąć udział w zajęciach próbnych, co jest bardzo przydatne. Bo dzieci, tak już jakoś mają, że lubią często zmieniać zdanie. A nie chcielibyśmy chyba zapłacić za słomiany zapał dziecka za kilka miesięcy z góry.
Jakie zajęcia dodatkowe wybrać?
Judo, karate, konie, pływanie, gimnastyka artystyczna, tańce, robotyka, język angielski, gra na gitarze – same doskonale wiecie, że tę listę można uzupełnić o wiele dodatkowych pozycji, nie wymienię ich jednym tchem. No więc jak wybrać zajęcia dodatkowe dla dziecka, żeby potem nie żałować?
Wydaje mi się, że nie ma uniwersalnej odpowiedzi na to pytanie. Bo tu nie ma sensu podążać za modą ani kierować się tym, w jakich zajęciach uczestniczą inne dzieci. Jasne, że każdemu dziecku przyda się znajomość języka angielskiego. Ale jeśli kilkulatek uczy się go w szkole i efekty są dobre, to może się okazać, że zajęcia dodatkowe nie są potrzebne. Może lepiej poświęcić ten czas na chwilę rozmowy z dzieckiem i upewnić się, że dobrze sobie radzi z językiem polskim...? :)
Czymś, co na pewno nie zginie, a może być przydatne do końca życia, jest umiejętność pływania. To potwierdzą lekarze, fizjoterapeuci, psycholodzy – pływanie ma wiele zalet i nad tym nie ma się co rozwodzić. Dopóki pamiętamy, że nie każde dziecko musi być Otylią Jędrzejczak, pływanie to świetny pomysł. A co z innymi zajęciami?
Tak sobie myślę, że najważniejsze to wybrać takie zajęcia, które sprawią dziecku radość, będą rozwijać jego talent i naturalne predyspozycje.
Mniejsze dzieci, takie w wieku przedszkolnym, zazwyczaj chętnie chodzą na rytmikę, tańce, zajęcia sportowe czy teatralne. Starsze dzieci najczęściej mają już swoje pasje i wystarczy pomóc im je realizować. A jeśli uda nam się znaleźć takie zajęcia, które uszczęśliwią dziecko, po prostu wspierajmy je z całego serducha, na tyle, na ile możemy.
Kiedy powiedzieć ,,dość”?
Gdzieś w sieci widziałam taki rysunek: jedna z mam chwali się, na jakie zajęcia dodatkowe poszło jej dziecko (i tu wymienia kilka różnych zajęć), a druga odpowiada, że teraz wystarczy już tylko zapisać malca na terapię. Trochę śmieszno, trochę straszno...
Wolny czas jest niezbędny do prawidłowego rozwoju psychicznego. Z czasów swojego dzieciństwa pamiętam (tak, było to dawno temu, ale jeszcze pamiętam), że warto dać dzieciom czas na zabawę, robienie głupstw, szwendanie się i nudę. To przecież z nudy powstaje kreatywność. Naprawdę żadne dziecko nie stoczy się w przepaść od tego, że nie będzie uczestniczył w zajęciach programowania, ani nie pójdzie pod sklep z piwem, jeśli nie nauczy się chińskiego. Ale już przeciążenie, presja, przerzucanie na dziecko własnych ambicji, może spowodować różne problemy.
Dodam jeszcze jedno - dbajcie też o siebie. Znajdźcie czas na chwilę relaksu, rozwoju. Dla mnie spokój to kąpiel, gdzie mogę odetchnąć, zebrać myśli i pomysły.
Dziś jak co dzień wbiegłam do łazienki, zamknęłam drzwi i odetchnęłam z ulgą – nie wiem jak to jest u Was, ale u mnie łazienka to jedyne pomieszczenie w domu, w którym mam coś bezcennego – święty spokój. Chwytam za mój ulubiony morelowy olejek pod prysznic Bambino, odkręcam wodę i kradnę czas dla siebie. Olejkowa formuła cudownie natłuszcza i oczyszcza moją skórę jednocześnie, a pod prysznicem, z pięknym, owocowym aromatem, najlepiej mi się myśli.
Chociaż nie ma lekko, słychać krzyki, a czworonożne, kudłate stwory próbują dobijać się do drzwi, ja się nie poddaję i o prawo do kąpieli i chwili dla siebie, walczę jak o niepodległość.
Potem zerkam w lustro, układam włosy, maluję się i... właśnie wtedy do głowy przychodzą mi najlepsze pomysły. Bo wreszcie jestem zrelaksowana i choć trochę wypoczęta. Każdy z nas chyba funkcjonuje podobnie, prawda?
Bo przecież w tej całej gonitwie nie możemy zapominać też o nas – rodzicach, zawożących dzieci na zajęcia dodatkowe. Rutyna bywa całkiem miła, ba, czasem nawet trzyma człowieka w ryzach. Ale łatwo też zamienić się w robota, który zawozi dzieci z punktu A do punktu B, a wieczorem jest już tak znużony i zmęczony, że nie ma nawet siły zamienić z dzieckiem słowa. A chyba nie taki efekt chcemy uzyskać.