Rodzinne rozwiązania, czyli jak ogarnąć całą rodzinę.

Rodzinne rozwiązania, czyli jak ogarnąć całą rodzinę?

odpowiada blogerka - Kinga Stępień

Życie matki pędzi niczym rollercoaster. Wsiadasz, nie masz się czego złapać, a że nikt nie udzielił ci instrukcji obsługi, po omacku i w pośpiechu jakoś próbujesz to wszystko skleić w całość. I tak upływa dzień za dniem. Nie zawsze jest kolorowo, czasem brakuje ci sił. Ale przecież za nic w świecie nie chciałabyś się znowu przesiąść do pustego, nudnego wagonika.

Czasem zastanawiam się nad tym, czy są jakieś uniwersalne, skuteczne sposoby na to, żeby ogarnąć rodzinę 2+2 (+2 – wiecie, nie miała baba kłopotu, kupiła sobie dwa psy). A że trening czyni mistrza, myślę, że mogę dać Wam kilka rad.

1. Wrzuć na luz i przestań się wszystkim przejmować. A już zwłaszcza rzeczami, na które nie masz wpływu i takimi, które tak naprawdę nie mają większego znaczenia. To, że w zlewie jest kilka brudnych talerzy, dziecko rozlało cały płyn do kąpieli, a Ty znowu nie zdążyłaś umyć okien na święta, nie powinno spędzać Ci snu z powiek. Wiem, że czasem ciężko jest znaleźć złoty środek, łatwo się zatracić w codziennych obowiązkach i zapomnieć, że życie przemija bardzo szybko. Tylko czy na pewno chodzi o to, żeby mijało nam na dążeniu do idealnie wypucowanych płytek?

2. Pozwól sobie pomóc i nie baw się w „Zosię Samosię”. Perfekcjonizm bywa problematyczny. Wiem - przerobiłam ten etap na własnej skórze. Nawet jeśli wiesz, że wszystko najlepiej zrobisz sama, po prostu pozwól sobie pomóc. Partnerowi, dzieciom. Życie pod presją idealnej Matki Polki prowadzi do frustracji, wzajemnych pretensji. Im szybciej „muszę” zamienisz na „mogę”, tym lepiej dla Ciebie. To oszczędza sporo czasu i pomaga w wygospodarowaniu przestrzeni dla małych przyjemności. Uspokajający prysznic z domowym peelingiem i złapaniem oddechu z ulubionym zapachem żelu.

3. Kochaj, ale wymagaj. Jest takie stare, mądre przysłowie: czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał. Wiedza i umiejętności, które zdobywamy w czasie dzieciństwa, pozostają z nami na całe życie. Dziecko powinno spędzać czas przede wszystkim na beztroskiej zabawie i nauce. Ale powinno mieć też swoje obowiązki. Coś adekwatnego do wieku dziecka i jego możliwości. Wymagając (z rozsądkiem), nie robisz krzywdy dziecku. Wręcz przeciwnie. Dzięki temu pomagasz mu ukształtować cechy charakteru tak, by lepiej radziło sobie w dorosłym życiu.

Mnie bardzo cieszy, że mój syn jest samodzielny, chociaż ma to swoją cenę. Zdarza się, że robię rano śniadanie, a on się obudzi i cichutko idzie się sam ubrać. Sam wybierze ubranie (o zgrozo), sam się ubierze (kiedyś zapomniał założyć bielizny, na szczęście sprawdziłam zanim odprowadziliśmy go do przedszkola). No i wieczorem sam mówi, że idzie spać, a wcześniej idzie do kąpieli. Myje siebie, a zdarzało się, że przy okazji żelem do mycia ciała umył też kabinę prysznicową.

4. Rób przemyślane zakupy: jednym z największych wyzwań dla rodzica jest zapanowanie nad domowym budżetem. Sęk w tym, że często nie zdajemy sobie sprawy z tego, ile pieniędzy każdego miesiąca po prostu wyrzucamy w błoto. Bo idziemy do sklepu głodni albo zmęczeni (zróbcie sobie kiedyś taki eksperyment i zobaczcie, o ile więcej ZBĘDNYCH produktów wpakujecie do koszyka, gdy idziecie do sklepu z pustym żołądkiem). Idziemy na zakupy z nudów, a nie z potrzeby. Nie porównujemy cen, nie trzymamy się listy.

Ja metodą prób i błędów nauczyłam się kupować tak, żeby później nie żałować. Planuję posiłki, przygotowuję listę zakupów, a w sklepie staram się jej trzymać. Mam też listę produktów, które są moimi „must have”. W każdej rodzinie, w której są dzieci, potrzebne są produkty wydajne, ekonomiczne, takie, z których mogą korzystać wszyscy domownicy.

Na przykład: zamiast kupować inny żel pod prysznic dla każdego z domowników, mam swoje rodzinne rozwiązanie na kąpanie. Kupuję dużą butlę żelu pod prysznic Bambino Rodzina. Żel nadaje się do codziennego użytku zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci. Wybieram opakowanie o pojemności 1000 ml, więc wystarcza na długo, do tego ma wygodną pompkę, dzięki czemu mam kontrolę nad rozlewaniem, ale też zużyciem żelu przez innych, szczególnie małych członków rodziny (to Antoś nauczył mnie, żeby bardzo doceniać opakowania z dozownikiem, o ile nie chcę codziennie wychodzić po nowe zakupy → ale o tym za chwilę). Wydaje mi się, że wybieranie wydajnych produktów, które nadają się dla wszystkich członków rodziny, to też ważna lekcja dla dzieci – troszczymy się nie tylko o domowy budżet, ale i o ekologię.

Dlatego przyjrzyjcie się szczególnie swojej łazience i kuchni, i zastanówcie się, czy nie kupujecie kilku produktów, które można spokojnie zastąpić jednym. A nuż przy okazji okaże się, że sprzątanie idzie jakoś sprawniej.

A na koniec wyjaśnię Wam, jak doszło do tego, że mój pięciolatek udzielił mi cennych lekcji. Pierwsza: gdy tylko możesz, wybieraj produkty z dozownikiem. Druga: cisza to nie jest dobry znak.

Jakiś czas  temu do Antosia przyszli koledzy. My rodzice siedzieliśmy na dole i delektowaliśmy się rozmową bez krzyków w tle, bo dzieci pięknie bawiły się na piętrze. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że ta cisza ma swoją cenę. Okazało się, że chłopcy wzięli zestaw do eksperymentów, który Antoś miał u siebie w pokoju (a zastanawiałam się, czy to dobry pomysł, żeby zestaw zostawić u niego. Dziś już znam odpowiedź na to pytanie) i poszli do łazienki, żeby eksperymentować (to słowo brzmi jakoś złowieszczo). Nie wiem jak to jest w innych laboratoriach, ale w naszym zabawa zdecydowanie wymknęła się spod kontroli. Mieliśmy wysmarowane ściany, podłogę. WSZYSTKO, co można było wysmarować.  A że to dobre dzieci były, to po eksperymentach postanowili posprzątać. Wzięli nowiutkie opakowanie żelu do mycia i przystąpili do sprzątania. “Wymyli" żelem ściany, podłogę. WSZYSTKO.

Ale jeśli miałabym szukać pozytywnych stron w tym całym bałaganie, to nawet jeśli zużyli tyle żelu, że podłoga podczas mycia pieniła się jeszcze po tygodniu od tego dnia, to nadal wystarczyło na kąpiel dla całej rodziny, bo pompka najlepiej dawkuje zużycie i zapobiega przed niekontrolowanym wylaniem czy dolewaniem przez małych rozbójników.

No cóż, mimo iż powtarzałam sobie  wtedy w myślach swoją własną radę z punku numer 1: Wrzuć na luz, wrzuć na luz Kinga”,  to też się trochę zapieniłam na ten widok, powiem Wam szczerze.

No dobra, ale łazienkę można posprzątać. A co z chaosem w codziennym życiu?

Ktoś mądry kiedyś powiedział, by nie mylić swoich kulis z cudzą sceną. Pamiętajcie o tym, kiedy będziecie miały wrażenie, że niczego nie ogarniacie, a inni radzą sobie jakoś lepiej.

Wiem, że zdarzają się momenty, w których wszelkie „dobre rady” mamy ochotę po prostu wystawić za drzwi i to z biletem w jedną stronę. Ale myślę sobie, że warto zastosować metodę małych kroczków. Bo każda, nawet najmniejsza zmiana, może ułatwić nam codzienne funkcjonowanie i pozytywnie wpłynąć na życie naszej rodziny. No więc dlaczego by nie spróbować?